
Choroby morskiej obawia się wielu ludzi, którzy zainteresowani są żeglarstwem. Mówi się, że dopada ona wszystkich i chorują na nią zarówno ci, którzy są laikami w aspekcie żeglarstwa, jak i ci, którzy mają za sobą pokonanie wielu mil morskich i określają się mianem prawdziwych wilków morskich. Prawda jest jednak taka, że choroba morska w głównej mierze dopada dzieci, choć szacuje się, że zapada na nią także i co piąty dorosły człowiek. Czy w związku z tym naprawdę jest taka straszna i czy jest się czego obawiać?
Skąd bierze się choroba morska?
Zacznijmy od tego, że choroba morska, to nic innego jak choroba lokomocyjna, którą moglibyśmy porównać z mdłościami spowodowanymi jazdą samochodem. Bierze się ona z oszukiwania mózgu. I tak, jeśli stoimy na stałym gruncie, a więc na przykład pokładzie jachtu, ale ten się buja, nasz mózg się gubi. Bodźce wzrokowe nie zgadzają się bowiem z całą resztą. Wynikiem choroby są więc mdłości, poty, zawroty głowy czy ostatecznie torsje.
Jak sobie z nią radzić?
Na pewno choroba morska nie powinna być przyczyną odwołania rejsu, czy nauki żeglarstwa. Zazwyczaj mija ona bardzo szybko, bo już po pierwszym dniu rejsu. Poza tym bardzo łatwo możemy sobie z nią poradzić. Dziś na rynku nie brakuje środków farmakologicznych, które w takiej sytuacji są nam pomocne. Jeśli zapomnieliście leków, starajcie się unikać przebywania pod pokładem. Najlepiej usiąść na dziobie i obserwować horyzont. Poza tym pozytywny efekt daje jakieś konkretne zajęcie. W przypadku choroby lokomocyjnej znaczenie mają także spożywane przez nas pokarmy. I tak unikać należy mocnej kawy i tłustych potraw. Dobrze sprawdzą się natomiast świeże warzywa i owoce.
Zobacz także:
- Obozy żeglarskie – https://puntovita.pl/
- Choroba morska
Choroba morska nie jest dziś już żadnym problemem.
Ja miałem w pierwszym dniu rejsu takie problemy, ale same minęły bez żadnych leków.
U mnie trwała ona znacznie dłużej i musiałem sięgać po odpowiednie lekarstwa.